18.11.2013

We wtorek w schronisku po sezonie....

Listopad. Długi weekend upamiętniający odzyskanie niepodległości. Tak więc idealny termin dla szalonych harcerzy na wyprawę w góry. W jak już dawno napisałam jedyne i prawdziwe góry. Tatry.
Nastawienie. Cisza spokój nikogo na szlakach ew. jedyne pojedyncze sztuki.
Sama nie sile się na Czerwone Wierchy ze względu na przeciągające się przeziębienie, ale razem ze znajomymi z Kir postanowiłam dostać się na Przysłop Miętusi, a dalej samodzielnie wrócić do punktu wyjścia przez Nędzówkę.


Jak to miło zwiedzać z zaprzyjaźnionymi przewodnikami tatrzańskimi. A to że w samych kirach morfologicznie widać jak Tatry wyrastają i wchodzą pod jakąś tam płytę płaskowyżu podhalańskiego (czy jakoś tak), a to że ta skałka po lewej to Eliaszówka itp. Ciężko zapamiętać ale korci by poczytać przewodnik Paryskiego (chociaż podobno ciut za dokładne na czytanie w domu. Lepiej by już było w plenerze).
Wiadomo w towarzystwie raźniej ale rychło nastąpił moment rozstania.
Pogoda taka sobie. Ludzi jakoś nie widać. Miałam nadzieje że w końcu poczuję się choć troszkę podobnie jak pionierzy. Tylko ja i przyroda. Niestety....
Nie z pełna 200m nad Przysłopem spotkałam innych wędrowców. Niby nic. Niby norma. Nawet w listopadzie. Nawet jakieś tam tradycyjne "Dzień dobry". Ale czemuż to czemuż dziecie w wieku wczesnogimanzjalnym jak to każdy "gimbus" szło z włączonym telefonem który darł się głosem jakiegoś popularnego wyjca.
Nawet w listopadzie po sezonie nie można odnaleźć spokoju i ciszy. Przykre...

Jednak gdy na nowo odnalazłam urok samodzielnej wędrówki wynagrodziło mi wiele pewne spotkanie. Najpierw posłyszalam jakieś regularne powtarzające się co 5 sekund stukanie. Początkowo myśl że kurdę co to. Po chwili pomroczność jasna minęła no debilu przecież wiadomo, że dzięcioł. Nasłuchuje. Za głosem kieruje wzrok na lewo. Patrze szukam. Nagle jest jest. W odległości 3 może 4 drzew od szlaku. Siedzi takie to to nie za duże nie za małe. Całkiem przyjaźnie widoczne na Smrekowej korze i stuka to to jak szalone w 5 sekundowych odstępach. Poprawiło humor na długo.
Aby dowiedzieć się więcej o Tatrzańskich dzięciołach odsyłam do wydawanego przez TPN kwartalnika Tatry. W którymś z numerów tego rocznych był artykuł poświęcony temu zacnemu gatunkowi.

25.07.2013

Moje góry dajcie mi święty spokój

Mieszkając przez pół roku w Krakowie, co oznacza że w góry znacznie bliżej, sensownie wybrałam się raz... W lutym pojeździć na desce...a później szkoda gadać. Trzy podróże do Zakopanego i podczas żadnej z nich nawet na Gubałówkę nie weszłam. Tylko grań Krupówek. A dokładniej tylko do lokalu Morskie Oko gdzie bardzo dobrze rozstawiało mi się z gitarą.
A no bo owszem dorabiam jako grajek uliczny. Co jak co ale tego typu działanie w Zakopanym się opłaca...
Lipiec a ja nie mam o czym pisać bo nie zapowiada się nowa górska wędrówka....