22.08.2012

Wydarzenia: Sabałowa Noc...

Od mojego powrotu z urlopu upływa już kolejny dzień, a ja wciąż wspominam tą jakże sympatyczną noc. Nie będę ukrywać, że jej aspekt osobisty prawdopodobnie ma wysoki wpływ na takie odczuwanie, jednak nie przesądzał by on o odbirze wszelkich wydarzeń.
Moje przeżywanie Sabałowej Nocy rozpoczęło się kilkanaście minut przed godziną 20. Trafiłam na ostatnie minuty koncertu Trebunich Tutków i spowodowało uśmiech na mojej mordce. Malownicze połączenie jakże bliskich mi dzwięków spod samiuśkich Tater z tymi bardziej egzotycznymi spowodował, iz gotowa byłam tańczyć jeden z 2 tanców jakie potrafie, a mianowicie pogo (ten drugi dla ciekawskich to Polonez, ale to chyba wszyscy potrafią).
Chwile najważniejszą a mianowicie przyjęcie w poczet zbójnickiej braci i wiyrchowych orlic pozwolę sobie pominąć, albowiem mądrzejsi i zdolniejsi ode mnie to uczinli już nie jednokrotnie (po za tym pan kamerzysta co chwila mi zasłaniał, ale nie marudze coś tam dostrzegałam). Skupię się jednak na fajerwerkach zaraz po rozpaleniu Watry, a może nie tyle skupię się co pokażę jedno zdjęcie:
fot. by Coo
Noc poczęła być odrealniona, a jej wydarzenia płynąć swoim dziwnym i nie realnym rytmem.
Jeszcze tylko szybki set z zespołem Depress. i zaczęła się prawdziwa posiada na folkowo. Nowo poznani górale ze Słowacji i Czech (ale Czech podszywał się pod Słowaka ;p)  przez 3 godziny co jakiś czas dobierając sobie do kompaniji naszych rodaków doświadczali me zmysły. Głównie słuch.
Zaś w końcu gdy nadeszła pora, powrót do chałpy przez wyciszoną wieś  nie stanowił specjalnego problemu. Gdyż unosiłam się wciąż w oparach czegoś co za czasów Tetmajera, Wyspiańskiego, Boya-Żeleńskiego mogło być nazwane dekadencją. I nie spowodowało tego upojenie absyntem albowiem nie piłam tego jakże tradycyjnego dla tych twórców napitku.
Zaspialam zaś wciąż unoszona dzwiękami i słowami góralskiej pieśni... "Ma góralka dwa warkoce podzielita się"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz